Buty były czarne. Na dość grubej podeszwie, sznurowane, z
czerwonymi wykończeniami. Ot, buty jak buty.
N. przyglądała się im z pewnym zwątpieniem i rezerwą. Wzięła
prawego i obracając go w rękach, uważnie szukała mankamentów. Znalazła dość
szybko i krzywiąc się zapytała:
-A one Ci się zaraz nie rozkleją? Bo wiesz, dość szajsko są
klejone. Przecież tu wyłazi klej. I tu –pokazywała machając palcem.
–Za zimno
Ci w nich nie będzie? Nie wiem czy nie byłoby rozsądniej zainwestować trochę
więcej w coś porządniejszego.
J. siedział i spokojnie przyjmował krytykę. A ja siedziałam i spokojnie się
przysłuchiwałam.